- Joe (pusto aż po brzeg...) -

„Joe (pusto aż po brzeg...)”

 
Pierwszy raz
twardy był, jak pierwszy raz...
Trudno potem się zapominało go.
Dobrze, że
na balkonie czekał dzień.
W każdej chwili mógłby wejść... Hej Joe...

 
Drugi raz
spaść musiało kilka gwiazd,
trzeba było nawet coś powiedzieć wprost.
Ważne, że
w sumie było nie tak źle...
prawie dobrze było ci... Hej Joe...

 
Trzeci raz
to był już najwyższy czas...
Nie wiadomo, skąd się wtedy bierze jasne tło.
Dobrze, że
rano wypluł ciche „cześć”.
Nie zadzwoniłby i tak... Hej Joe...

 
Czwarty raz
chciałaś już powiedzieć „pas”,
ale to juz nie był twój błękitny głos.
Ważne, że
nie zobaczył, że to krew...
Wtedy już nie byłaś dla mnie „Joe”...

 
Ale ważna jesteś tylko ty,                                
Ciebie, tak naprawdę, nie miał nikt.
Wierzę w siłę i charakter twój.
To ty jesteś dobra, a on jest ....

 
Piąty raz
nic nie czułaś tylko strach.
Boli, gdy się myśli, że gdzieś takie noce są...
Dobrze, że
na balkonie znowu dzień...
w każdej chwili mogłem wejść... Hej Joe!

 
I ostatni raz,
bo pięść palców tylko masz
i pięć stów się mieści w standardowe szkło...
Pusto, aż po brzeg,
pusta głowa... pusty śmiech...
i tak w środku pusto, słyszysz Joe...

 
Ale ważna jesteś tylko ty,                                
Ciebie, tak naprawdę, nie miał nikt.
Wierzę w siłę i charakter twój.
                to ty jesteś dobra, a on jest....
                                                               gnój!

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Na górę