We wsi Zagubin, na Kujawach Białych...

Ani nie "Zagubin", ani nie "Zagubinowo" (hen, do Zagubinowa, w oddali zniknie głowa moja płowa...) tylko Łazieniec pod Aleksandrowem Kujawskim. Dotarłem tam gruntową drogą przez las, sosny, "piachy niebywałe", rozstaje... na skraju miejscowości mijając kamień, który informuje, że w tym miejscu był kiedyś kirkut, a teraz... pole pszenicy. Myśl, która rzuciła się swoją makabreską na niczego niespodziewającą się wyobraźnię - chleb z grobów.

Ale kilkaset metrów dalej droga, odnowiona, wyrównana, ochodnikowana. Kiedyś podobno dom, w którym Stachurowie z małym Edziem osiedli po powrocie z Francji był ostatnią chałupą Aleksandrowa, ale po zmianach znalazł sie w przysiółku Łazieniec. Stąd jedenastoletni Sted podreptał najpierw do podstawówki w Aleksandrowie, a potem pociągiem (z którego dla zabawy i skrócenia drogi do domu zwykle wyskakiwał w biegu) do liceum w Ciechocinku.

I wtedy Stachurę siekła poezja. Przez plecy, albo prosto, w twarz... O świcie, o zmierzchu, albo w środku nocy. Podczas pieczenia ziemniaków w ognisku, albo pracy, albo jazdy pociągiem, albo snu... Usiadła na nim i już nie puściła...

Po kłótniach z nauczycielami liceum kończył już w Gdyni. Kłócił się też od dawana z ojcem, co zaowocowało licznymi ucieczkami z domu, albo nocowaniem u ciotki Potęgowej. W sumie nie wiadomo zatem, czy dom, który obłaziłem,  mały sad, ścieżka nad staw, widok na skarpę, stary orzech z pobielonym pobieżnie pniem, polanę na błękicie... czy wszystko to Stachura kojarzył szczęśliwie, czy po to stąd raczej uciekał, by mieć za czym tęsknić.

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Na górę