- Sklep -

Było ciężko iść. Noc była gęsta jak korzenny likier, a pył lipcowej drogi raz kleił oczy, raz plątał zmęczone, owinięte tylko w dziurawe wełniane skarpety, sękate jak psie gówno, nogi... Ciężko było iść szczególnie komuś, kto niósł na plecach pachnące krwią, świeżutkie poczucie winy i tak dziwne w tych stronach imię: Primož ...



Kurwa, jak można się tak nazywać w kraju, gdzie jest płasko tak, że nawet kanie czubajki rosną niskie, żeby się za bardzo nie wyróżniać?

Na niebie zajaśniała gwiazda. Blada, ale pierwsza.

- Dzwoń po policję!

- Po co?

- Po policję! Dzwoń no...

Że niby przyjazd urzędu ma coś zdjąć z naszych oczu, rąk i głów? Niech się tu ktoś zjawi i będziemy mogli udawać, że się przejmujemy, ale tak naprawdę poczujemy ulgę? E tam...

- Nigdzie nie dzwoń...

- Co mówicie Strzelecki?

- Mówię, że nie ma po gówno dzwonić!

- Co?

- I czego?

- Wiadomo, co się zdarzyło. Wszyscy wiedzą, czy nie?

- No zajebał ją!

- Podobno.

- Szufelką!

- Czaszkę jej rozczepił przecież...

- Roz...strzepił...

- Tak! Widać Strzelecki, widać... Ale co, że nie dzwonić mówisz?

- Bo skoro wszystko wiadomo, to przecież sami go możemy spytać, skąd ma to durne imię. Co? Czy nie?... Co?

Przez bagno pójdę, to się nie odważą. Ich psy najwyżej..., ale połamię karki. Tylko do mokradeł, żebym zdążył... Gdybym mógł wytrzeźwieć szybciej, gdyby droga, gdyby gwiazd na niebie więcej... Dać...

- Żeby to się, Strzelecki, właśnie nie okazało, że ty przed najgorszym zakrętem swego życia stoisz...

Trzeba sobie udowadniać... Że lata nie minęły, że ludzie jeszcze słuchają pod sklepem. Siła życia jest w wykręcaniu rąk samej Śmierci. Siła człowieka jest w mięsie, które smaży i wyrzuca świniom. Siła mężczyzny jest w kobietach, którym nawet płakać po kątach nie wolno! Zdradziły, bo mają we krwi kurestwo, a nie dlatego, że koszmarny sen okazał się którejś nocy mało śmiesznym serialem.

- Skoro to kundel i przybłęda, tośmy za dobrzy byli, a on z naszej ręki jadł. I wściekliznę każdego jebanego przez niego dnia do naszych zagród targał.

Uciekaj! Dalej! Nie zwalniaj! To ich las bardziej niż twój, znają tu każdą kępę wrzosu, każdą dziuplę, każdy zajęczy bobek. Ani się tu nie ukryjesz, ani nie wytłumaczysz.

- Głupi jesteś Strzelecki... Głupi i stary.

- Kundel to był, Strzelecki, a suka – i się nie gniewajcie, bo was szanuję – suka cieczkę miała aż lisy z lasu skamlały...

- Głupi jesteś Strzelecki. Tyś już w życiu głupot narobił, że wystarczy. Ty ludzi za nim nie szczuj!

To mój dzień przedostatni. To moje pożegnanie z byciem mną. Wiem o sobie wystarczająco dużo, by nie znaleźć na swój temat ani jednego dobrego słowa. Dla siebie już nie mam szacunku, ale ostatni mój bezsensowny czyn, ocali mój autorytet choćby wśród miejscowych głupców. Niech zrobią cokolwiek, co będzie ich żreć do końca życia... Niech zgorzkniali zawsze pamiętają, że zrobili cokolwiek, bo ja ich do tego popycham...

Wypiłem za dużo, nierówne kroki, ciężko uciekać. Pewnie zaraz się ruszą, już młodych zwołują... Żeby im te palce na klawiaturach telefonów jak najdłużej się ślizgały. Niech im się zachce rzygać albo lać... Byle wolniej... A tu tak sucho w gardle, może przez strumień zboczyć? Do bagien dalej będzie, ale w ustach zakurzonych zaciera się oddech. Pić... i... nie zwalniać!

Pod sklepem szurają na żużlu tanie i grube opony nasmarowanych piątkowym woskiem samochodów. Dziewczęta pachną różowym makijażem i wilgotnieją po udach, kiedy chłopcy, poprawiając grzywki, rzucają na maski portfele i kluczyki.

Zabaw się i czekaj, aż wrócę, moja „pachnąca mrowiskiem". Uważaj na siebie, mój „przerażający asteroidzie".

Opowiedz koleżankom, jak jestem prymitywny. Popisz się przed durniami jeszcze większymi od ciebie...

- Zostań ze mną...

- Nie mogę, kochanie... Muszę sprawdzić, kim jestem...

Noc była gęsta, ale od strachu przestała kleić się do powiek i stóp. Wełniane skarpety całkiem się przetarły, a mglisty dreszcz grzebał swoimi kościstymi palcami to pod jedną, to pod drugą łopatką. Gwiazd przybywało, ale wciąż trzepotały nieśmiało swoimi srebrnymi rzęsami. Co za chujnia rozciągała się metalową linką w powietrzu, dokładnie na wysokości szyi...

- Jest mój! Dajcie mi jego głowę, żebym mógł mu ją oderwać od dupy! Dajcie mi jego dupę, żebym mógł mu przez nią wyrwać oczy!

- Co ty robisz, Strzelecki? Te psy już mają krew na zębach!

- Na twoim miejscu zapieprzałbym na czele sfory... Jak zobaczą, że nie jesteś z nimi...

Od strumienia do bagien oddycha się łatwiej, ale biegnie się coraz wolniej... Przecież wiedziała, przecież mogłem się spodziewać. Chciałem ją tylko zerżnąć, a ona chciała żeby Strzelecki był zazdrosny. Posłużyła się mną... głupia kurwa... tak jak ja, chciałem ją wykorzystać... głupi mały kurew... Wolniej.

- Jesteś tu komendantem, czy nie?

- Jestem, ale ni będę się wpierdalał. Pojedziemy tam rano...

Więcej w tej kategorii: - Ja i ja - »

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Na górę